Włoszakowice w świetle kolorowych świateł. Świąteczna atmosfera porwała wszystkich uczestników. W niedzielę, 8 grudnia na placu targowym odbył się Jarmark Gwiazdkowy.
Całe wydarzenie rozpoczęło się o godzinie 13:00 przemówieniem Wójta Gminy Włoszakowice Marka Wąsowicza oraz Dyrektora GOK Zbigniewa Frąckowiaka. Prowadzącym imprezę był Grzegorz Sterna. Pierwsze na scenie powiły się dzieci z Przedszkola nr 2 we Włoszakowicach. Tuż po nich zebrani mogli usłyszeć Chór Męski im. Karola Kurpińskiego oraz szkolny chór prowadzony przez Katarzynę Kaczmarek.
Około godziny 14:00 zaprezentował się Chór Centilena. Kolejni utalentowani artyści, którzy tego dnia pojawili się na scenie to: Soliści, grupy ze Studia Muzyki Szymona Gądy oraz Full of the Power Band, wykonując takie utwory jak „Snowman” czy „Jingle bell rock”.
Najbardziej wyczekiwana atrakcja Jarmarku rozpoczęła się o godzinie 16:30. Korowód Światła przebył trasę od ul. Kurpińskiego i Zalesie na odcinku Zespołu Szkół Ogólnokształcących do placu targowego. Pojazdy przyozdobione przeróżnymi lampkami zebrały wiele oklasków i zachwytów. Uczestnicy podczas jarmarku mogli zakupić m.in. słoik miodu, domowe wyroby, drożdżówki i pierniki. Nie zabrakło tradycyjnych stoisk na kiermaszu świątecznym. Liczne ozdoby, przyciągały uwagę ludzi. Do dyspozycji najmłodszych była m.in. wenecka karuzela.
Około 18:00 odbył się występ Młodzieżowej Orkiestry Dętej „Blue Bass Band” i Mażoretek „Twins” Włoszakowice. Na zakończenie rozstrzygnięto konkurs na najlepiej oświetloną grupę pieszą oraz pojazd. Całe wydarzenie urozmaicił występ „Fire Show”. Gwiazdą wieczoru był Mateusz Ziółko, który swoim wykonem porwał tłum zgromadzonych do wspólnego śpiewania.
Rozmowa z Mateuszem Ziółko
Karina Klaba: Udało mi się dowiedzieć, że mówiono kiedyś na Pana ojciec Mateusz? Skąd to się wzięło?
Mateusz Ziółko: Ktoś to rzucił kiedyś w branży. Po jednym z koncertów. Najprawdopodobniej któryś z moich kolegów. Wtedy się zaśmiałem. Kiedyś był taki serial oryginalny włoski Don Matteo, potem powstał z niego nasz polski „Ojciec Mateusz”. A ja mam na imię Mateusz i jestem ojcem pięciu synów. To określenie pasuje do mnie jak do nikogo bardziej.
Karina Klaba: Pana dzieci też posiadają talent muzyczny. Chciałby Pan, aby dalej się w tym rozwijały?
Mateusz Ziółko: Chciałbym przede wszystkim, aby były szczęśliwe. Każdy z moich synów ma talent muzyczny. Potrafią śpiewać i robią to czysto i pięknie. Żaden z nich czynnie nie gra, ani nie rozwija się muzycznie. Wybrali inną ścieżkę, choć niektórzy sięgają po gitarę czy bębny. Być może jeszcze przyjdzie czas, że zaczną to robić na poważnie. Ja ich nie zmuszam. Mnie nikt nie zmuszał do grania i śpiewania. Kocham to robić. Zawsze była to moja wielka miłość i pasja. Jeżeli jest to robione szczerze i z serca, to wtedy sprawia to dużą frajdę.
Karina Klaba: Czy mógłby Pan powiedzieć coś o Pana zamiłowaniu do koni?
Mateusz Ziółko: To jest jedna z moich nie spełnionych miłości. Zacząłem jeździć konno jako 9-10 latek. Wtedy moi rodzice zaczęli wozić mnie na stadninę, tą na Podhalu. Zakochałem się w tym. Uwielbiam zwierzęta i przyrodę. Trochę mi tego brakuje. Moim marzeniem jest móc kiedyś mieć u siebie w domu stajnię i zagrodę. Może w niej jednego albo dwa konie. Jeden z moich synów Franek, który ma 13 lat jeździ konno. Wychodzi mu to bardzo dobrze. Regularnie od dwóch do trzech razy w tygodniu jest na stadninie. Może przez niego właśnie uda się tę pasję zrealizować. Mi udało się to kiedyś. W teledysku z Sylwią Grzeszczak „Bezdroża” jeździłem konno. Nagrywaliśmy tę scenę przez sześć godzin, a w teledysku jest pokazana tylko przez 1,5 sekundy.
Karina Klaba: Od kogo dostaje Pan największe wsparcie?
Mateusz Ziółko: Od Boga. Zawsze i wszędzie. Na niego zawsze można liczyć.
Fot. Karina Klaba