Polski Związek Piłki Nożej wydał oficjalny komunikat dotyczący przyszłości Fernando Santosa w reprezentacji polski. Z dniem 13 września kontrakt Portugalczyka rozwiązano.
W mediach od wielu dni odbywała się burzliwa debata na temat losów selekcjonera naszej kadry. Wszystko zaczęło się wraz ze startem kwalifikacji do przyszłorocznego Euro, które odbędzie się w Niemczech. W pierwszym meczu biało-czerwoni podejmowali na wyjeździe Czechów. Nasi południowi sąsiedzi po zaledwie trzech minutach prowadzili już 2:0 i wiele wskazywało na to, że ten mecz jest już przegrany. W rzeczy samej tak było.
Mimo domowego zwycięstwa z Albanią oraz z Niemcami przy okazji pożegnania Jakuba Błaszczykowskiego, gra naszej kadry mówiąc delikatnie, nie porywała. Kibice liczyli na poprawę sytuacji w meczach z Mołdawią i Wyspami Owczymi. Zespoły te uznawane były przez kibiców i ekspertów jako przeszkody, które powinniśmy pokonać bez problemu. Była to też doskonała okazja, żeby młodzi zawodnicy otrzymali szansę i pokazali swoje umiejętności w kadrze narodowej. Jak zakończył się mecz z Mołdawią, doskonale pamięta każdy. Największe upokorzenie naszej kadry na przestrzeni ostatnich kilku lat. Mecz z Wyspami Owczymi choć wygrany, to wyglądał na starcie dwóch równorzędnych drużyn. Warto zaznaczyć, że farerska drużyna składa się w większości z półamatorów.
Santos na wylocie
Los Santosa na dobre przypieczętowała porażka naszej kadry z Albanią. Porażka 2:0 w fatalnym stylu z takim zespołem nie mógł skutkować niczym innym jak głosami, które opowiadały się za zwolnieniem trenera. Kilka dni po feralnym meczu tak właśnie się stało i Fernando Santos rozstał się z reprezentacją Polski.
Jego bilans w naszej kadrze to 6 rozegranych meczów, 3 wygrane i 3 porażki. Największym problemem jednak może się okazać znalezienie nowego selekcjonera. Wiele mówi się o Marku Papszunie czy Michale Probierzu. Są to trenerzy, którzy dobrze znają polską piłkę, a przede wszystkim realia jakie panują w federacji. Jednakże są to jeszcze tylko przypuszczenia, na oficjalną decyzję Cezarego Kuleszy będziemy musieli jeszcze trochę poczekać.
