Kojarzony z audycją “Temat dla reportera” prowadzonej w Radiu Elka. Obecnie jak każdy z nas, zmuszony do siedzenia w czterech ścianach. Pan Jarek wolałby ten czas spędzić na zawodach balonowych albo na rowerze. Oto jak z pandemią koronawirusa radzi sobie znany i lubiany w Lesznie dziennikarz Jarek Adamek.
Jarek Adamek: Jestem jednym z kilku pracowników Radia Elka, którzy nie pracują zdalnie – codziennie więc chodzę do pracy. „Chodzę” jest tu najlepszym słowem, ponieważ staram się nie jeździć samochodem – po pierwsze mieszkam w centrum, więc do pracy docieram w 10 minut, po drugie to świetna okazja do spaceru „na legalu”. Od poniedziałku do piątku, prowadzę audycję „Temat dla reportera” – teraz, w czasie epidemii mamy ją codziennie (wcześniej była trzy razy w tygodniu), jest też wydłużona do ok. 30 minut. To telefoniczne rozmowy ze słuchaczami „na żywo” – za starych, dobrych czasów przed koronawirusem przeważały telefony w sprawie dziur w drogach czy niedziałających latarni. Teraz tematem nr.1 jest zaraza – audycja zmieniła się więc w program, w którym można zapytać o interpretację przepisów („panie, a czy na ryby to można?”), funkcjonowanie różnych instytucji („panie, a jak dowód osobisty wyrobić?”) czy pożalić się na przeróżne niedogodności („ludzie te rękawiczki wszędzie rzucają”).Oczywiście jak w każdej sytuacji kryzysowej rolą mediów jest szybkie, ale także rzetelne informowanie. Od początku epidemii trzeba było rozbrajać nieprawdziwe doniesienia typu „a bo znajoma ze szpitala powiedziała” – dużo tego pojawia się w mediach społecznościowych.
Dotyczyło to zwłaszcza pierwszych przypadków COVID-19. Każde doniesienie trzeba było sprawdzić, wyjaśnić, czasem przekonać jakąś instytucję, że oficjalne potwierdzenie albo zaprzeczenie jest bardzo ważne dla zażegnania ewentualnej paniki. Dziś już jest z tym trochę łatwiej, instytucje wypracowały sobie procedury informacyjne, ludzie też chyba powoli zaczynają się pandemią oswajać.
Jeśli chodzi o zabezpieczenia, w firmie także mamy procedury: każdy pracuje w osobnym pomieszczeniu, kontaktujemy się komunikatorami (stare poczciwe Gadu-Gadu), jeśli wchodzę do studia i siadam przed mikrofonem didżej pozostaje po drugiej stronie szyby. Mamy też „przydziałowe” maseczki i rękawiczki na wypadek bezpośredniego kontaktu, czyli na przykład robienia materiału reporterskiego na zewnątrz, choć przeważają rozmowy telefoniczne lub telekonferencje, także prasowe.
A prywatnie? Nie jest źle: jakoś ze sobą w domu wytrzymujemy, do łask wróciły karty i planszówki. Brakuje spotkań z przyjaciółmi, wypraw rowerowych no i sezonu balonowego, ale to jeszcze nie ta faza, że boli. Na razie…